sobota, 14 kwietnia 2012

Dziękuję



Dziękuję Ci Boże, że zesłałeś mi takiego anioła stróża. Bez niej chyba bym nie podołała.

Smutek w sercu


To przykre słyszeć od osoby, którą się kocha, że nie okazuje się mu wystarczająco miłości. Że za rzadko to robię. Za mało. Złe słowa. Brak czynów. To wszystko jest bardzo przygnębiające i kiedy cieszysz się, że możesz w końcu spędzić chwilę z ukochaną osobą, dostajesz w twarz pretensjami, że nie okazuję wystarczająco swoich uczuć. Bo na słowa "kocham cię" dostaję "tylko tyle?" bo zliczane jest ile razy dziennie powiem "tęsknie" i jak jest za mało to źle. To znaczy, że nie tęsknię nie kocham. Coraz trudniej mi idzie radzenie sobie z tym. Człowiek się stara, ale też postępuje według pewnych zasad. Kiedy jest u kumpla, chce odzyskać przyjaciela wiadomym jest, że nie wiszę na telefonie tylko daję im czas tylko dla siebie. Bo wiem co potem on musi się nasłuchać. Bo ja jestem natarczywa. Bo przyjechał do niego a gada ze mną. Ja naprawdę chcę pogodzić te dwie rzeczy... ale jak mam to zrobić skoro nie ważne co zrobię to jest źle. I teraz, przychodzą wieczory kiedy chce mi się płakać. Po prostu usiąść i płakać. I mimo iż mam się do kogo odezwać to nie chcę nikomu psuć humoru swoim dołem. Do niego zadzwonić nie mogę. Nie teraz, nie w tej chwili. Nie kiedy za dużo wypije. Wtedy nasze słowa wymijają się. Przyjaciółki tez nie chciałabym gnębić. Mimo iż bardzo bym chciała napisać. Eh... posiedzę sama. Przy muzyce. Albo w ciszy. Z wielkim wielkim smutkiem w sercu.

I jak zwykle to on jest ofiarą... jak zwykle mów tylko o sobie. Poddaję się świecie. Nie mam już siły walczyć o swoje własne uczucia. Niech będzie tylko on... mam dość.

piątek, 3 lutego 2012

Gra Endera i Hocico




Pewnie większość z was ma tak, że jak czyta dobrą książkę czasem lubi do niej posłuchać odpowiedniej muzyki. Taka, która idealnie pasuje do klimatu i sytuacji. Zauważyłam u siebie, że nie potrafię już czytać bez odpowiedniej muzyki w tle. No chyba, że pozycja jest na tyle wciągająca, że nawet nie zwrócę uwagi co leci w tle. Tym razem miałam podobnie jak sięgnęłam (w końcu) po Grę Endera. (właściciel książki mnie zdecydowanie zmotywował) Wystarczyły dwa dni bym ogarnęła ją całą z zapartym tchem. (dziś cały dzień spędziłam w łóżku czytając do końca) Oczywiście musiał się też do książki przykleić utwór. Trochę dziwaczny, ale jak dla mnie pasujący do klimatu książki. (uwielbiam Hocico) Utwór wrzucę na końcu wpisu. Co do samej fabuły w Grze Endera to bardzo mi się podobała choć momentami czułam się dziwnie ją czytając. A już totalnie nie ogarniałam jak czytałam końcówkę. Pierwszym mocno dźgającym mnie faktem był wiek bohaterów. Nie potrafiłam się wczuć w fakt, że mają tam na ogół po 7-12 lat. Nie umiałam sobie ich wyobrazić zbytnio. Więc jak czytałam, że sobie gdzieś tam dryfują czy biegają na golasa miałam mieszane uczucia. Kolejna rzecz to już wina mojego chorego umysłu i doszukiwania się gejowskich scen gdzie tylko się da. (proszę mi to wybaczyć, taka moja choroba psychiczna) Tak więc przyjaźń miedzy Enderem a Alaiem (choć milion razy się ganiłam, że przecież to tylko dzieciaki) wydawała mi się czymś więcej niż prawdopodobnie autor miał na myśli. Ale to akurat moja choroba duh. UWAGA SPOILER: Moment jednak gdy się dowiedział, że tak naprawdę walczył z robalami a to nie był test... wow stary. Miazga. I bardzo mi się podobało przedstawienie samego Endera jak już ćwiczył na symulatorze. Jego stan po tym jak rozwalił planetę. I do tego momentu dla mnie książka jest zajebista... a potem się robi nijaka... w sumie nawet wątek Val i Petera jako Demostenes i Lock mogłabym wywalić taki dziwny przerywnik, który może miał wpływ na fabułę ale ja najwyraźniej go nie zrozumiałam. I końcówka taka też bez polotu takie całkowicie spuszczenie tempa fabuł do zera, że czytało się ciężko po tylu emocjach jakie miały miejsce jeszcze chwilę temu. Może nie mieli jak opisać jego spotkania z jajem królowej i dlatego zrobili dziwny przerywnik z jego wyjazdem do koloni. Nie wiem.

No to by było na tyle mojego pitolenia. Książka jak najbardziej godna uwagi, na pewno zakupię własny egzemplarz :)

Niestety YT nie okazał się na tyle pomocny i znalazłam tylko okrojoną wersję utworu bez wstępu =.=

piątek, 6 stycznia 2012

Zdezelowana wiedźma



Ile tak naprawdę potrafi znieść człowiek psychicznie? I ile potrzebuje razy być zgnębionym by nabrać odporności, zahartować psychikę tak by już go to nie ruszało? Myślałam, że po tylu latach gnojenia naprawdę się tego nauczyłam... i okazało się, że jestem w błędzie. Usłyszałam dziś po raz kolejny, że jestem potworem, po raz kolejny od tych samych osób i niestety od całkiem nowych również. Od osób, które w sumie nie maja nic w związku ze sprawą a wypowiadają się negatywnie na mój temat opierając się jedynie na relacjach jednej strony. Coś we mnie pękło. Nie zadziałał system obronny i zraniona po prostu schowałam się w kącie i zaczęłam płakać. Całkiem jak małe dziecko. I teraz pytam siebie, czy naprawdę nie umiem już sobie z tym ciągłym obwinianiem radzić czy doszłam do mojej granicy psychicznej. Pierwsza myśl to było "uciekaj". Jak biją uciekaj, nie pokazuj się im na oczy, zniknij, dla nich umarłam, dla nich nie istnieję. Potem wizja ta jednak się zmieniła. Obiecałam sobie, że nie ucieknę jak kiedyś za bardzo mi zależy na osobie w sumie przez, którą po części tyle cierpię, ale dla której jestem gotowa znosić to gnębienie. Po prostu dla tych ludzi przestałam istnieć. Nie wyciągnę już ręki, nie odezwę się słowem. Nie ma mnie... oczywiście to nie takie proste, zawsze będzie mój obraz wracać w słowach i czynach osoby drugiej... eh czuję się okropnie zdezelowana. Przynajmniej teraz wiem nad czym muszę bardziej popracować. Muszę jeszcze bardziej nauczyć się ignorować takie słowa bo.. bo inaczej w nie uwierzę. Uwierzę, że jestem takim potworem bez uczuć. Że można mnie gnębić i mieszać z błotem bo przecież nic nie czuję. Że nie mam prawa być z osobą, którą kocham bo nie psujemy do siebie, bo go zniszczę, pociągnę na dno, przeze mnie nie zaliczy studiów, przeze mnie jest nieudacznikiem... boję się, że przez to wszystko stanę się taką zgorzkniałą babą, która nienawidzi ludzi, którą byłam kiedyś. I znów zacznę uciekać od ludzi zamiast się do nich garnąć. Póki co nie wiem jak sobie z tym poradzę. Postaram się o tym nie myśleć.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Nowy rok



I tak oto nastał nowy rok. Długo myślałam jaki był rok 2011. Na pewno był szalony i pełen wrażeń. Czasem tych dobrych, czasem tych złych. Jednak mimo wszystko zaliczam go do tych dobrych lat. Widziałam niesamowite rzeczy, poznałam wspaniałych ludzi, niektórzy przyjaciele zostali inni odeszli. Śmiałam się i płakałam. Miałam dobre dni i złe. Mimo wielu kłopotów życie jednak potoczyło się dobrze... moim zdaniem. Owszem nie wszystko stało się tak jak zaplanowałam, ale czy kiedykolwiek naprawdę wiemy czego chcemy? I czy gdyby wszystko działo się po naszej myśli bylibyśmy szczęśliwi? Przecież popełniamy błędy, wybieramy błędnie. Czasem dobrze się dzieje gdy nie idzie po naszej myśli... po czasie widzimy jak bardzo byliśmy w błędzie. Co przyniesie nowy rok? Nie wiem... i nie jest to istotne. Ważne jest to co jest teraz. Miłość, przyjaźń, my sami. Mam nadzieję, że rok 2012 będzie lepszy. (no chyba, że nadejdzie koniec świata, to wtedy mnie to wszystko obojętne)

poniedziałek, 17 października 2011