czwartek, 12 stycznia 2012
piątek, 6 stycznia 2012
Zdezelowana wiedźma
Ile tak naprawdę potrafi znieść człowiek psychicznie? I ile potrzebuje razy być zgnębionym by nabrać odporności, zahartować psychikę tak by już go to nie ruszało? Myślałam, że po tylu latach gnojenia naprawdę się tego nauczyłam... i okazało się, że jestem w błędzie. Usłyszałam dziś po raz kolejny, że jestem potworem, po raz kolejny od tych samych osób i niestety od całkiem nowych również. Od osób, które w sumie nie maja nic w związku ze sprawą a wypowiadają się negatywnie na mój temat opierając się jedynie na relacjach jednej strony. Coś we mnie pękło. Nie zadziałał system obronny i zraniona po prostu schowałam się w kącie i zaczęłam płakać. Całkiem jak małe dziecko. I teraz pytam siebie, czy naprawdę nie umiem już sobie z tym ciągłym obwinianiem radzić czy doszłam do mojej granicy psychicznej. Pierwsza myśl to było "uciekaj". Jak biją uciekaj, nie pokazuj się im na oczy, zniknij, dla nich umarłam, dla nich nie istnieję. Potem wizja ta jednak się zmieniła. Obiecałam sobie, że nie ucieknę jak kiedyś za bardzo mi zależy na osobie w sumie przez, którą po części tyle cierpię, ale dla której jestem gotowa znosić to gnębienie. Po prostu dla tych ludzi przestałam istnieć. Nie wyciągnę już ręki, nie odezwę się słowem. Nie ma mnie... oczywiście to nie takie proste, zawsze będzie mój obraz wracać w słowach i czynach osoby drugiej... eh czuję się okropnie zdezelowana. Przynajmniej teraz wiem nad czym muszę bardziej popracować. Muszę jeszcze bardziej nauczyć się ignorować takie słowa bo.. bo inaczej w nie uwierzę. Uwierzę, że jestem takim potworem bez uczuć. Że można mnie gnębić i mieszać z błotem bo przecież nic nie czuję. Że nie mam prawa być z osobą, którą kocham bo nie psujemy do siebie, bo go zniszczę, pociągnę na dno, przeze mnie nie zaliczy studiów, przeze mnie jest nieudacznikiem... boję się, że przez to wszystko stanę się taką zgorzkniałą babą, która nienawidzi ludzi, którą byłam kiedyś. I znów zacznę uciekać od ludzi zamiast się do nich garnąć. Póki co nie wiem jak sobie z tym poradzę. Postaram się o tym nie myśleć.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Nowy rok
I tak oto nastał nowy rok. Długo myślałam jaki był rok 2011. Na pewno był szalony i pełen wrażeń. Czasem tych dobrych, czasem tych złych. Jednak mimo wszystko zaliczam go do tych dobrych lat. Widziałam niesamowite rzeczy, poznałam wspaniałych ludzi, niektórzy przyjaciele zostali inni odeszli. Śmiałam się i płakałam. Miałam dobre dni i złe. Mimo wielu kłopotów życie jednak potoczyło się dobrze... moim zdaniem. Owszem nie wszystko stało się tak jak zaplanowałam, ale czy kiedykolwiek naprawdę wiemy czego chcemy? I czy gdyby wszystko działo się po naszej myśli bylibyśmy szczęśliwi? Przecież popełniamy błędy, wybieramy błędnie. Czasem dobrze się dzieje gdy nie idzie po naszej myśli... po czasie widzimy jak bardzo byliśmy w błędzie. Co przyniesie nowy rok? Nie wiem... i nie jest to istotne. Ważne jest to co jest teraz. Miłość, przyjaźń, my sami. Mam nadzieję, że rok 2012 będzie lepszy. (no chyba, że nadejdzie koniec świata, to wtedy mnie to wszystko obojętne)
Subskrybuj:
Posty (Atom)